W LABIRYNCIE WŁASNYCH MYŚLI
Niebo nocą wygląda o wiele piękniej niż za dnia. Czasem lubię obserwować noc. Blask gwiazd i światło księżyca pobudza do przemyśleń.
Na zewnątrz mroźny wiatr. Czuję go, bo przenika przez nieszczelne okna. Zima była w tym roku łaskawa, nie męczyła białym puchem i zbyt niską temperaturą.Dla osoby ciepłolubnej takiej jak ja, to całkiem spokojna zima. Rano chyba lekko się gniewała, bo zrywała wszystkim kaptury z głów i zamrażała ręce. Czasem myślę, że fajnie byłoby mieć drugie dłonie na zmianę, gdy te pierwsze będą potrzebowały się ogrzać.…
Troszkę szkoda, że nie ma śniegu. Wszystko wygląda wtedy inaczej. Jest pięknie. Czyste, białe, śniegowe płatki spadają z góry i osiadają na wszystkim dookoła. Nawet wieczory są wtedy inne, bo rozjaśnione białą kołdrą.Postanowiłam się przejść, czułam potrzebę odetchnięcia świeżym powietrzem. Niestety było zbyt zimno, dlatego szybko wróciłam do domu. Syn był zajęty swoimi grami, mąż czytał coś w internecie, a ja włączyłam telewizor.
Obejrzałam wiadomości, które według mnie wprowadzają czasem stany lękowe w nasze życie. Od kilku lat mieszkamy w Norwegii, a ja kompletnie nie interesuję się polityką, więc strasznie się wynudziłam. Zdaniem dziennikarzy powinniśmy wszystko wiedzieć, a moim, że nie ma tam nic ciekawego.Wyszłam do pokoju. Siadłam do komputera. Miałam kilka spraw, które trzeba było załatwić, sporo rzeczy, które musiałam zrobić na jutro. Jednak coś było nie tak.
Nie było absolutnie niczego, na czym mogłabym się skoncentrować. Zaczęłam się denerwować.Czy nie powinnam jednak czegoś zrobić? Czegokolwiek? Przecież łatwo wymyślić sobie jakąś pracę, zawsze jest coś do zrobienia. Trzeba posprzątać mieszkanie, wstawić pranie, uporządkować w szafie.
A gdyby tak stawić czoło całkowitej ciszy? Usiadłam na podłodze. W sekundzie zaczęły napływać myśli o tym, jakim to jestem darmozjadem. Wszyscy są czymś zajęci, a ja tracę czas na głupoty.
- Chwila! Ja też pracuję! Ciężko pracuję. Po prostu w tym momencie nie mam nic do roboty! - tłumaczyłam się sama przed sobą.
- Może do kogoś zadzwonię i pogadam o tym, jak minął dzień? - pomyślałam.
- Daj spokój Kobieto! Ludzie potrzebują wieczorem izolacji, spokoju i relaksu w zaciszu domowym, a nie zapełnienia czasu bezsensownymi rozmowami telefonicznymi - skarciłam się głośno.
Toczyłam ze sobą ciężką walkę, żeby nie wstać i nie zacząć robić na siłę czegoś bzdurnego.
Zaczęłam wpadać w maleńką panikę, a dialog w głowie, który prowadziłam ze swoją podświadomością zaostrzał się z każdą minutą. Próbowałam się bardziej skoncentrować i wsłuchać w mój wewnętrzny głos. Może był zły, bo od dłuższego czasu chciał ze mną porozmawiać, a ja nie miałam czasu i wciąż byłam zajęta. A teraz kiedy nadarzyła się ku temu okazja, ja za wszelką cenę szukam sobie pracy.
- No dobrze - powiedziałam, wypuszczając powietrze ustami.
- Dawaj Maleńka. Nawijaj.
Tego wieczoru zrobiłam najważniejszą rzecz na świecie. Posłuchałam tego, co miałam sobie do powiedzenia. To było takie smutne, że aż niepokojące. Irytowałam się. Czułam się zmęczona przebywaniem z samą sobą. Nie wiedziałam, że to możliwe, aby męczyć się samym sobą. Że bez przerwy można wmawiać samemu sobie, iż zmarnowało się ładny kawał życia i mieć za złe – właściwie nie wiadomo komu – że się nie ma.
Ohhh, cała ta litania żałosnych żalów i pretensji. I sama nie wiem już czego chcę. To ciągłe porównywanie się z drugim człowiekiem. Obiektywne, bo przecież nie znając szczegółów jego życia, jego przeszłości, nieszczęść i udręk, przez które z pewnością przeszedł…
Było mi smutno, bo wiedziałam, że potrzeba mi dużego zastrzyku wiary w siebie i miłości do samej siebie również. Kolejną nurtującą mnie sprawą była zazdrość, która ostatnio mną zawładnęła. Przyznałam się otwarcie. Nawet nie próbowałam się usprawiedliwiać, bo w przypadku zazdrości nie ma to najmniejszego sensu, a każda próba wyjaśnień na odległość pachnie fałszem. Nie czułam się z tym dobrze.Jasne, że wolałabym być wolna od tego uczucia, ale nie potrafiłam się od niego uwolnić. Tłumaczyłam samej sobie, że zazdrość niszczy serce....na próżno.
Mimo usilnych starań nie mogłam ułożyć samej sobie ani w sercu, ani w głowie wszystkich moich spraw we właściwy sposób i we właściwym porządku.Czy zawsze taka byłam? Smutna i rozgoryczona? Mam na myśli siebie w środku.
Tą na zewnątrz znam doskonale. Ta jest silna, odważna i może zrobić wszystko. Jest jak kameleon, który potrafi dopasować się do każdej sytuacji i towarzystwa, nawet jeśli jej to nie odpowiada.
Zewnętrzna ja zawsze się podnosi po upadku i idzie dalej. Wybacza. Rozwiązuje problemy i dobrze zarządza. Lubię z nią przebywać, bo rzadko marudzi i pędzi przed siebie. Jest interesująca i mądra. Czasem zaskakuje i pozwala sobie na spontaniczność.Ta w środku jest mi obca. Jest słaba psychicznie, bo wystarczy, że ktoś powie kilka przykrych słów, a ona popada w depresje. Słaba, bo potrzebuje do życia mężczyzny, a los tak często karał ją idiotami. Jest delikatna, bezbronna i naiwna. Bywa wrażliwa i krucha. Często zbyt przestraszona, by ruszyć się z miejsca, ale zbyt nieszczęśliwa, żeby w nim pozostać. Obojętna na wszystko, choć wciąż o wszystkim myśli. Jest rozsądną kobietą popełniającą wiele głupstw. Tak mądra, a jednak bezmyślna.
Stałam się dwoma osobami zamkniętymi w jednym ciele. Tą w środku stworzyła przeszłość i porażki, a ta druga kreowana jest przez teraźniejszość. Obie zagubione w labiryncie wspólnych myśli. Toczące ze sobą spór, walczące o głos.
To nie tak, że ta wewnątrz jest niebezpieczna dla drugiej. Ona ma tylko więcej do powiedzenia.
Pewnie mój psycholog czytając moje przemyślenia powiedziałby teraz, że się mylę, że to trudne dzieciństwo tworzy osobowość i rujnuje psychikę człowieka, a nie błędy jakie popełniamy w przeszłości.Mniejsza o to..…
Mam 37 lat i nie potrzebna mi druga osobowość. Potrzebny mi charakter. Nie chcę być kimś albo, albo...zmieniać się dla innych, kogoś kopiować lub udawać.
Chcę być wreszcie sobą, sobą dla siebie!!!!
Uda mi się, bo wiem, że jeśli uwierzę w zwycięstwo, zwycięstwo uwierzy we mnie!
Komentarze
Prześlij komentarz