POWSTANIE Z POPIOŁÓW

                                                         



Czy zdarzyło Ci się zastanawiać nad tym, co by się stało, gdyby nie było jutra? Co byś zrobił? Jak byś postąpił i w jaki sposób przeżył swój ostatni dzień?

Wszystko sprowadza się do tego, jakiego typu sprawy Cię zajmują, wśród jakich ludzi przebywasz i czego tak naprawdę pragniesz. Wiele razy składałam sobie różnorodnego rodzaju obietnice; planowałam, że zrobię to lub tamto; co komu powiem i dokąd chce pójść. Możliwości zawsze jest wiele, wystarczy tylko dobrze się w siebie wsłuchać.

Problem polega na tym, że ilekroć ja zaczynam nadstawiać ucha, aby pójść za radą swojego wnętrza, nigdy nie wychodzi z tego nic dobrego. Zamiast skupić się na jednej konkretnej płaszczyźnie, zaczynam krążyć myślami pomiędzy przeszłością i teraźniejszością...czasem nawet przyszłością. Następnie tracę z oczu główny cel i ciągnie mnie w egoistyczną stronę mnie, która chce zaspokoić jedynie własne popędy, nie licząc się z konsekwencjami. Ożżżżżżżesz…. kuwa mać!!!

Wiem, wiem...wszystko ma w życiu swój sens. Niestety w moim przypadku nic co mi znane, nie posiada linii prostych, a każdy najmniejszy wstrząs w moim życiu uszkadza mnie mentalnie.

No dobra, może inaczej. Gdyby ktoś zapytał mnie dzisiaj o to, co myślę o swoim życiu, bardzo szybko, w łatwy sposób mogłabym opowiedzieć o sobie tak, że uznano by mnie za osobę odważną, pokorną, pracowitą i w pełni zdolną do poświęcenia się dla innych. Co więcej...niektórzy powiedzieliby, że jestem niesamowicie szczęśliwa i spełniona, albo cholernie naiwna i pogubiona. Ale przecież tak nie jest. Z pewnością jestem osobą, która dała i daje się lubić, zwłaszcza w chwilach, kiedy nie mogę znieść samej siebie; mam skłonności do pomagania innym wciąż i na każdym kroku; mam w sobie naiwne dziecko, które wierzy w dobroć u wszystkich ludzi bez wyjątku i totalnie brak mi asertywności. Ale jestem też tchórzem. Nie ubliżam samej sobie tymi słowami, wręcz przeciwnie, rzucam sobie wyzwanie.

Bo czy bycie człowiekiem wspaniałomyślnym, o dobrym sercu oznacza, że tym samym przejmujemy na siebie odpowiedzialność za życie innych? Łatwo jest wierzyć w swoją szlachetność i rycerstwo niż stawić czoło innym ludziom i zawalczyć o siebie.

Czy nasze współczucie i tolerancja wobec innych oznacza, że musimy pozwalać na obrażanie nas i wysłuchiwanie z pokorą obelg pod swoim adresem, tylko dlatego, że ktoś ma zły humor, dzień i trzeba go zrozumieć? Można przecież zdobyć się na odwagę, stanąć naprzeciw przeciwnika i odrzucić kamień, który został w nas rzucony bez powodu. Czy bycie otwartą, pogodną, przyjacielską i troskliwą jednostką ludzką równa się z chowaniem głowy w piasek, ustępstwami i ciągłym poczuciem usprawiedliwienia innych dla dobra ogółu?

Powtórnie, z całym szacunkiem do swojej osoby powiem: jestem tchórzem. Na wszystkie powyższe pytania odpowiedziałam potakująco.

Zawsze przejmuję się losem innych bardziej niż swoim, gdy ktoś mnie obraża lub mówi coś przykrego zagryzam usta, a usprawiedliwianie reszty jest nawykiem, który po prostu mam we krwi. Taka już jestem. Popełniłam w życiu mnóstwo błędów, a tym samym zniszczyłam samą siebie. Spośród wielu wyborów, jakich musiałam dokonać, wybierałam nie zawsze te lepsze, raczej te prostsze lub wygodne. Niektórych żałuję , innych nie, ale prawda jest taka, że zawsze były moje. Nadawały mi kierunek i pozwalały iść własną drogą. Co prawda najczęściej była nią żwirówka i wertepy, rzadko piękny, wygodny deptak, ale dzisiaj to bez znaczenia.

Po ostatnich wydarzeniach w moim życiu dotarło do mnie, że nie ma dłużej sensu rozpamiętywanie i analizowanie przeszłości. Trzeba pogodzić się z nią, uznać za fakt dokonany i pozwolić jej odejść w zapomnienie.

Postanowiłam sobie, że się zmienię. Zrewolucjonizuję wszystkie swoje pragnienia; zastąpię całą, zdobytą do tej pory wiedzę w bardziej indywidualną i świeżą.

Natomiast siebie, swoje życie i marzenia przesieję przez sito, a to, co zostanie zachowam i postaram się pielęgnować z całych sił. Skoro życie jest tak krucho to warto kiwnąć palcem i wykorzystać każdy dzień najlepiej jak się da, żeby zdążyć ze wszystkim czyż nie?

Za dużo mi umknęło, za mało doświadczyłam, za rzadko się śmiałam i zbyt często trwoniłam swój cenny czas na rzeczy bez znaczenia. „Bierz i zachowaj tylko to, czego nigdy nie oddasz”….mądre prawda?

I co teraz??? Hehehe...Dobre pytanie.

Mam dobry i ciekawy obraz wszystkiego, co przede mną, to pewne. Myślę, że wszystkie trudne chwile mam chyba za sobą, a nawet jeśli nie, to tym razem przynajmniej mam w sobie wystarczająco dużo odwagi, żeby móc zmienić swoje życie. Ostatnim razem los zdecydował za mnie. Nie dziwi mnie, że tak się stało, bo nie byłam w stanie podjąć żadnej konkretnej decyzji i wciąż kręciłam się w kółko. Raniłam innych i samą siebie. Zwlekałam, odkładałam, przeciągałam i powtarzałam, nie robiąc kroku naprzód. Dzisiaj sama muszę powiedzieć na głos czego chcę. Zacząć od początku, na nowo. Kolejny rozdział mojego życia, który wydaje się być okropnie ważny.

Podnoszę się, wstaję na proste nogi, chwytam szablę i idę!!!

Ja, moje życie i….nie wiem. Zobaczymy :-)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZASIANE NIECH ROŚNIE

KIEDY CIEMNOŚĆ MÓWI PIERWSZA

MODLITWA GDY BRAK MNIE PARALIŻUJE