CONTRA SPEM SPERO...CREDO
Każdy ma swoją ulubioną porę roku. Jedni kochają śnieg, inni wolą lato i promienie gorącego słońca.
Ja z kolei, lubię wiosnę. Jest pełna życia i bez najmniejszego wysiłku, potrafi wszystkiemu, co nijakie, nadać piękne kształty i kolory. Zawsze niecierpliwie czekam na pierwszy, wiosenny poranek, na ten wspaniały okres, który przynosi ze sobą nie tylko nową siłę, ale i świeże nadzieje.W tym roku było nieco inaczej. Wiosna przyszła jak zwykle, punktualna i rozpromieniona. Ja natomiast, zamiast po dawnemu, rozkwitać razem z nią, jak pąk kwiatu, który nasmarowany maseczką odświeżającą wreszcie może wyjść na zewnątrz i poczuć promienie słońca na swoich pomarszczonych jeszcze płatkach, zwinęłam się w kłębek i schowałam pod kocem.
Teraz niejedno z was pomyśli: „ O Jejku, a ta znowu??? Jakaś masakra! Chodzący dół i tragedia”. Wiem, wiem…Nawet mnie zaczęło to już poważnie wkurwiać!!! Chciało mi się wymiotować na samą myśl o kolejnym dniu pełnym depresyjnych i przytłaczających myśli. Sama dla siebie, byłam okrutnym żywiołem, który szedł i niszczył wszystko, co napotykał na swojej drodze. Byłam ogniem, którego płomienie spalały mnie od środka. Walczyłam z nim na wiele sposobów…
Medytowałam, chodziłam na siłownię, słuchałam afirmacji, zmieniałam kody podświadomości z Beatą Pawlikowską, czytałam poradniki motywacyjne….wzięłam nawet udział w ustawieniach hellingerowskich, żeby w jakiś sposób pomóc samej sobie...ale nadal płonęłam.
Poparzenia były poważne, aczkolwiek nie przegrywałam jeszcze tej bitwy całkowicie...Kiedy spalałam się do końca, wstawałam i zaczynałam od nowa. Próbowałam inaczej i znowu trafiałam na żar. I tak w kółko…Aż pewnego dnia podjęłam decyzję, że przestaję walczyć ogniem. Oczywistym jest fakt, że ogień jest postrzegany jako najbardziej bezlitosny spośród czterech żywiołów Uznaje się go za jedno z najgorszych zagrożeń,dla wszystkiego, co żyje i nie tylko. Ogień nie ma litości….niestety.Nie wszyscy jednak wiedzą o tym, że poza ogromnym potencjałem niszczącym, ogień jest dla wielu roślin czynnikiem stymulującym wzrost, kiełkowanie czy nawet rozmnażanie.
Niektórym drzewom pomaga nawet w roznoszeniu nasion, takim jak na przykład sosny Banksa. Kiedy gorąco zadziała na ich uśpione nasiona, te zostają aktywowane i zaczynają się unosić w powietrzu. Zadziwiające prawda? Albo weźmy pożary na wrzosowiskach...dzięki nim odmładzają się krzewinki i niszczą siewki drzew, ograniczając rozwój borów. Coś wprost fantastycznego!!! Czego musi doświadczyć taka sosna najpierw, żeby potem móc wydać piękny owoc. Morał z tej krótkiej lekcji botaniki jest taki, że ogień nie zawsze niszczy, czasem oczyszcza.Ja potrzebowałam takiego oczyszczenia…
Jakiejś Wyższej siły, która pomoże mi przejść przez każdą, z dotychczasowych trudności, która zawróci mnie z kierunku prowadzącego do destrukcji i stanie się moją trampoliną, dzięki której wzniosę się na nowy, nadzwyczajny poziom. Potrzebowałam wiary…Potrzebowałam Boga.
Od razu zripostuje uwagi tych, którym być może cisną się w tej chwili na usta słowa: „ Taaa, jak zwykle. Jak trwoga, to do Boga”. Nie...ja w Boga wierzyłam zawsze. Nigdy od niego nie odeszłam. Może po prostu...zwyczajnie...kiedy odpuściłam, postanawiając się poddać, zrezygnowałam tym samym ze wszystkiego, również z Jego pomocy.
Być może morał z mojej historii jest taki, że w chwili, gdy wydawało mi się, że to koniec, że nic nie idzie po mojej myśli i lepiej być już nie może, uświadomiłam sobie, że….
Przecież jest jakiś Większy Plan. Bóg zawsze ma wobec nas plany. My nigdy ich nie poznamy, wiemy tylko, że Jego drogi, nie są naszymi drogami, ale Jego drogi są zawsze najlepsze. Jestem tutaj przecież „ w jakimś celu”...to musi mieć sens.Cóż...użycie ognia, jako metafory moich doświadczeń było w pełni świadome. Zarówno ja, tak i każda z opisanych wcześniej roślin otrzymuje to, o co prosi, ale nie w sposób, w jaki sobie wyobrażała...kropka.
Zrozumiałam, że ogień doświadczenia mnie nie zniszczy, tylko oczyści. Przeciwności nie staną się hamulcem, a siłą napędzającą. Trudności natomiast, nie powstrzymają mnie, ale skłonią do większej wiary i szukania sensu.Dzisiaj zmieniła się moja sytuacja…bo zmieniło się moje zrozumienie doświadczenia, przez które przechodzę. Mam też nowy tatuaż: „ Deus Det Mihi Auxilium Spei Dum Spiro Spero”.
I nieważne, czy pisownia jest poprawna…Mam i już! :-)
Komentarze
Prześlij komentarz