OTWÓRZ OCZY
Poranek. Cisza. Promienie słońca ledwo wpadające do pokoju i ta sama cisza.
Uśmiecham się. To jeden z tych dni, kiedy odzyskuję kontrolę. Bez znaczenia, czy to tylko pozory. Nie zadaję pytań. Nie zastanawiam się, jaki powód, albo co gorsza, w jaką chorą zagrywkę tym razem gra moja podświadomość. Nie będę się licytować. Nie mam zamiaru nawet przez chwilę negocjować reguł.Wypuszczono mnie. Mogę odetchnąć świeżym powietrzem i rozprostować nogi. Wybrać się na spacer, decydować i przeżywać. Tylko to jest ważne.
Czasem trzeba zrewidować swoje poglądy, spalić ideały, zmienić zasady....lub po prostu dostosować się do sytuacji. Bo czasem są reguły, ale istnieją też odstępstwa, które tylko potwierdzają ich prawdziwość. Czasem ten krzyczący w nocy, wewnętrzny głos jest tym, którego właśnie powinniśmy posłuchać. Nieraz jest on wyłącznie nocnym majakiem, a niekiedy jest tym, czego właśnie szukamy.…
Niezależnie od przyczyny, ten moment, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy wolni - jest bezcenny.Pobiegłam do kuchni zaparzyć kawę. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czułam ekscytacje i podniecenie. Miałam gotowy w głowie plan na spędzenie tego dnia. Musiałam coś zrobić. Wyjątkowego, ale banalnie prostego. Spontanicznie, ale z rozwagą. Nadać znaczenie najzwyklejszym rzeczom tak, by stały się jedyne i niepowtarzalne. Tak, aby mogły służyć mi za amulety. Jak na przykład miedziany grosik, który ma dać nam bogactwo, albo zwykły kamyk, który podarowany przez mojego syna ma za zadanie trzymać mnie mocno przy ziemi, bym nigdzie nie zbłądziła i wiedziała gdzie jest moje miejsce. Albo czterolistna koniczyna przynosząca szczęście....Zastanawiam się, czy skoro znalazłam pięciolistną, to czy muszę szukać go dalej?
Tak wielu z nas, większość życia spędza na poszukiwaniu szczęścia...ale czy jego brak oznacza, że jest nieszczęśliwy? Ja zapominam o tym, jaka jestem szczęśliwa. Bo jestem! Mam wspaniałego syna, niesamowicie tolerancyjnego i wytrzymałego męża, zdrową rodzinę, dach nad głową i własną firmę. Powinnam o tym pamiętać na co dzień...może wtedy moje życie byłoby łatwiejsze. O wiele łatwiejsze.
Tego ranka musiałam zachowywać się inaczej, bo mąż jednym spojrzeniem poczuł zmianę. Zapytał niepewnie „czy wszystko dobrze”, co ja zripostowałam szybko uśmiechem i mrugnięciem oka. Zaproponowałam, że zrobię śniadanie i już po chwili dom wypełniony był zapachem smażonych jajek. Cieszyło mnie wszystko, nawet smak przesłodzonej herbaty i brudne naczynia w zlewie. Dobra energia, spokój, a nawet nieprzerwana paplanina mojego dziecka – wszystko to otulało mnie po troszeczku swoim ciepłem, pozytywnymi emocjami.
W ten słoneczny poranek wszystko miało sens....I nie musiałam wcale niczego rozumieć, wystarczyło mi przekonanie, że tak ma po prostu być.
Gdzieś w głębi nadal czułam lęk. Pamiętałam o sobie, zamkniętej i bezsilnej, manipulowanej przez własny umysł. To uczucie wyobcowania i odchodzenia od zmysłów, kiedy moja wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach, żeby mi udowodnić, że jednak potrafi mnie przestraszyć. I na nic zdawały się moje zapewnienia, że nie dam się tym razem, że to dziecinada i niedorzeczność. Próbowałam nie stracić czujności, nasłuchiwałam swoich myśli, szeptów...Pot spływał mi po plecach i gorączkowo zastanawiałam się, czym odwrócić swoją uwagę.
Ściskałam nerwowo palce u rąk, a łzy powoli same zaczęły napływać....Szybko zamknęłam oczy. Myślałam o moich obawach, lękach i pragnieniach. Wyobrażałam sobie i przysięgłabym, że nawet czułam wtedy czyjąś obecność obok siebie. Czułam jak słucha ze zrozumieniem i miłością.- „Otwórz oczy.”...”No otwórz! Nie bój się!”....słyszałam głos, który brzmiał zupełnie jak ja, ale nie był mną.
Przez dłuższą chwilę siedziałam nieruchomo po czym lekko drżąca otworzyłam oczy, ale już w inny sposób. Wróciło zrównoważenie i kontrola.
Mięśnie twarzy rozluźniły się i mogłam spokojnie odetchnąć. W tym momencie tak oczywiste było to, że słuchanie siebie może mnie ocalić. Jak mało, a zarazem jak wiele wystarczy, by zrozumieć siebie. Pokochać. Zaakceptować. Nie robiłam tego ostatnio. Wcale.…Wstałam pełna wewnętrznej radości płynącej z przeświadczenia, że jestem na właściwej drodze, a co najważniejsze, że nie jestem sama. Teraz już mam świadomość, że nikt i nic nie może mną odgórnie kierować bez mojej zgody.
To, jak postrzegam rzeczywistość zdecydowanie ją upiększa i dodaje życiu smaku, którego do tej pory nie czułam. Ten mały ułamek chwili uświadomił mi, że nawet, gdy wszystko wokół zdaje się przeczyć temu, co sobie myślimy: gdy czujemy się smutni i bezsilni: gdy żywimy przekonanie, ze nic się nie poprawi....jedyną rzeczą, której nie możemy się wyzbyć jest nadzieja i wiara w siebie.Z pewnością wiele razy zostaniemy wyśmiani za te słowa, które są równoznaczne z oszukiwaniem siebie, które nami manipulują, wstają rano i umierają w nocy, by o świcie znów się odrodzić i wodzić nas na pokuszenie.
Owszem...ale nie mamy na to wpływu.
Jednak „dopóki trwa życie, dopóty jest nadzieja”. I wolę o tym pamiętać, kiedy rano otworzę oczy.

Komentarze
Prześlij komentarz