PRZECIEŻ JUŻ TO WIEM
“Wszyscy jesteśmy pomyleni, ale tego, kto umie analizować swoje urojenia, nazywa się filozofem” - A.G.Bierce.
Dla odmieńców, takich jak ja brzmi to wręcz dumnie.
A może tylko osoba obłąkana potrafi zinterpretować to w ten sposób?Kim właściwie jest pomyleniec? Jak to jest, że ludzie mają tak mylne pojęcie o osobach szalonych? Szufladkują i wrzucają do jednego wora każdego, kogo nazwano pomylonym.
Według nich, pojęcie to, oznacza człowieka złego, opętanego przez diabła lub takiego, który postradał wszystkie zmysły i przeszedł na mroczną stronę, aby zabijać, niszczyć i krzywdzić. Przecież szaleńcami są, nie tylko ludzie, którzy uniesieni chwilą dopełniają mordu. I nie tylko ci, którzy, by zachować resztki godności idą w samobójczy bój lub biegną nago środkiem ulicy ze złowrogim uśmiechem. Szaleńcem może być również człowiek dziwny, nieprzewidywalny, ekscentryczny. Taki, którego wadą jest to, że sam nie wie co robi i nie potrafi przewidzieć swojego poczynania. Może nim być osoba, która straciła kogoś bliskiego i zwariowała z żalu czy tęsknoty lub zakochany facet, nadmiernie okazujący radość i podskakujący ze szczęścia na widok swojej wybranki.…Ja też jestem szalona. Często wpadam w furię, krzyczę bez powodu, wymyślam niestworzone rzeczy i oskarżam o nie innych. Nie potrafię zapanować nad zazdrością i zawsze snuje teorie spiskowe. Mam zmienne nastroje i dwie osobowości. Czy zatem, oznacza to, że jestem zła i należy mnie trzymać pod kluczem? Czy należy mnie skreślić, tylko dlatego, że się pogubiłam i nie rozumiem samej siebie? Zamknąć w szpitalu dla psychicznie chorych, bo mój umysł się popsuł?
A może szaleniec nie jest człowiekiem, który stracił rozum. Może to ktoś, kto utracił wszystko poza rozumem i znalazł się w jego pułapce?
Zapewne wielu z was w tej chwili stwierdzi, że przydałaby mi się psychoterapia. Nie mogę się nie zgodzić. Oczywiście uważam, że wszystkim ludziom by się przydała, ale w tym przypadku skupimy się na mnie. Zgoda. W końcu fundamentalną kwestią jest poznanie samego siebie.Pewnego dnia doszłam do tych samych wniosków. Psycholog, do którego się udałam absolutnie nie potrafił mi w tym pomóc.
Podczas tych kilku spotkań jakie z nim odbyłam, powtórzył tylko to, do czego sama zdołałam dotrzeć. Nie usłyszałam nic nowego, niczym mnie nie zaskoczył i niczego przede mną nie odkrył. Smutne, wręcz dołujące jest to, że zapłaciłam sporo kasy komuś, kogo doświadczenie zawodowe wynosi więcej lat niż ja żyję. Przejechał się po moim umyśle i problemach bardzo powierzchownie, po czym uznał, że to wszystko i chyba nie potrafi mi pomóc. A ja wciąż tkwiłam w martwym punkcie. Koniec końców, znowu zostałam sama z tym, z czym do niego przyszłam.Czy to znaczy, że powinnam poszukać psychiatry?
Bo psychoanalityka raczej prędko nie znajdę. Coś muszę zrobić na pewno, bo sama, nie jestem w stanie poradzić sobie z cieniem tego, co ukształtowało mnie w ostatnim czasie, a jak widać ludzie, których poprosiłam o pomoc okazali się mniej świadomi niż ja.
Historia z terapią skończyła się tak, że zwyczajnie z niej zrezygnowałam. Postanowiłam sama sobie pomóc. Na swój sposób. Tak jak potrafię najlepiej.
Stwierdziłam, że stan, w którym jestem i uczucia, jakie mną targają ściągają mnie w złą stronę. Miałam na myśli uczucia, których normalnie lepiej nie pokazywać, takie, które powinniśmy ukrywać w sobie.W tamtym okresie byłam pojemnikiem takich uczuć....niestety nie nieskończonym. Takim, który w końcu pękł i wszystko z niego wyszło niczym zło z puszki Pandory. Nie wytrzymałam. Po prostu. Tyle, że u mnie przejawiło się to łzami, krzykiem, smutkiem, żalem.… Co ja takiego zrobiłam? Jakie mam granice?
Ile jeszcze rzeczy nie potrafię pojąć? Jakie mam słabości? I kto te słabości zaakceptuje?I tak postanowiłam pobawić się w własnego psychologa, co
( o czym dowiedzie się w kolejnych rozdziałach ) było kiepskim w skutkach następstwem.
Komentarze
Prześlij komentarz