BO KAŻDE UCZUCIE MA KRES I POZOSTAJE PO NIM TYLKO CISZA…

                                                                     


Jeśli spojrzycie na jakiś napis w lustrze, to zobaczycie, że jego odbiciem będzie tekst czytany od tyłu….

Ostatnio często mi się zdarza widzieć w zwierciadle nowe wyrazy. Najzabawniejsze jednak są słowa, które powstają z cyfr pokazujących godziny. Obok mojego łóżka stoi szafa z lustrzanymi drzwiami. Zawsze kiedy kładę się spać, patrzę na czerwone liczby, które mój zegar wyświetla na suficie...a one z kolei odbijają się w lusterku. W zegarkach elektronicznych cyfrą są proste i bez zaokrągleń, dlatego trudno jest nadinterpretować ich znaczenie. Zdumiało mnie któregoś dnia, gdy o godzinie 23:43 spojrzałam w lustro i dostrzegłam napis „eyes” ...Potem działo się to coraz częściej i coraz więcej słów widziałam.

Ale nie o tym chciałam :-) Wybaczcie, ale zawsze mam skłonności do rozwijania najprostszych myśli. Wracam do początku…

Czy wiecie, że słowo „Bóg”, pisane po angielsku „GOD” – w odbiciu lustrzanym, to „DOG”, czyli „Pies”? Aż mnie zmroziło, kiedy o tym usłyszałam ( w ten pozytywny sposób - rzecz jasna). Przeszły mnie dreszcze, ponieważ uwielbiam takie komplikacje słów czy ukryte znaczenia, odkryte niespodziewanie :-) 

        Dla większości ludzi, psy są tylko zwierzętami. Często traktujemy je lekceważąco i uważamy, że je przewyższamy. A tak naprawdę, nie zdajemy sobie sprawy, ile możemy się od nich nauczyć. Okropnie to zabrzmi, ale ja odnoszę wrażenie, że im więcej ludzi spotykam w swoim życiu, tym bardziej zaczynam cenić psy. Są od nas dużo mądrzejsze, pełne życzliwości i wierności. Nie uznają konkurencji, nie przejmują się krytyką i nie narzekają...nawet jeśli każdego dnia muszą jeść ten sam posiłek. Są naszymi przyjaciółmi i naprawdę bardzo często potrafią odczuwać nasze emocje lepiej niż inna, ludzka istota. My ludzie możemy się tyle od nich dowiedzieć...Uważam, że każdy powinien mieć psa, który pokaże nam, jak okazać bezwarunkowa miłość tym, którzy się nami opiekują.

Mój pies dokładnie taki był...Mój Taurus. Tauro.

Pojawił się w jednym z najgorszych momentów mojego życia, kiedy nie mogłam się podnieść. On pomógł mi wstać. Nazwałam go po gwiazdozbiorze nieba północnego...tak, jak mój znaku zodiaku...Byk – Taurus. Kupiłam go na allegro za jedyne 50 złotych. Malutki, piękny szczeniaczek. Jedyny w swoim rodzaju, szczególny i nietuzinkowy. Mieszaniec dwóch ras. Ciężki do poskromienia beagle...z łagodnym sercem labradora. Był dla mnie wszystkim...moim towarzyszem podróży.

Co prawda miałam już w domu jednego kompana – Kota Mateusza. Ale to kompletnie inny świat. Mateo pokazał mi, jak nie powinno się podporządkowywać woli i życzeniom człowieka. Szkolił, jak pozostać istotą niezależną i pozwolił zaprzyjaźnić się z ignorancją.

Taurus był inny. Nauczył mnie bezwarunkowej życzliwości i...biegania. Ciągle uciekał. Zawsze i za każdym razem. A ja go goniłam...Był o nas nawet artykuł w gazecie norweskiej pod tytułem: „Uciekający pies”...zaraz po tym, jak ludzie wysiadali z aut, aby pomóc mi go złapać i ...zablokowaliśmy cały most :-))

Mój kochany Pies.

Niestety...o czym z pewnością, większość z Was wie...Najtrudniejsze w posiadaniu psa jest pożegnanie z nim. Temat nie należy do przyjemnych, ale uznałam, że tego typu rzeczy należy opisywać, aby inni mogli się utożsamiać z tymi uczuciami i wiedzieć, jak pożegnać się ze swoim przyjacielem. Zatem co zrobić, kiedy nasz ukochany druh zachoruje?

Taurus nigdy nie chorował, a do weterynarza chodziliśmy profilaktycznie...Kiedy po 14 latach dowiedziałam się, że nie ma dla niego ratunku, załamałam się. Ta wiadomość była dla mnie, jak grom z jasnego nieba. Jednego dnia szczęśliwy i zdrowy, następnego wieczoru umierający.

       Wszystko wydarzyło się tak szybko. Pewnego poranka zaczął się dusić, jakby krztusił się własną sierścią. Próbowałam mu pomoc domowymi sposobami, ale po tygodniu byłam zbyt zaniepokojona i zabrałam go do weterynarii. Lekarz powiedział, że ma zapadnięte płuca i słabe serce. Finalnie stwierdził, że nie może mu pomóc i najlepszą decyzją, żeby mu ulżyć w cierpieniu jest uśpienie go. Wyszłam stamtąd zapłakana i oburzona. Postanowiłam się nie poddawać. Niestety Tauro nagle poczuł się gorzej, a opinia lekarska była wciąż taka sama.

Nie wiedziałam co robić...Do cholery jasnej!!!! Jak można myśleć o odejściu przyjaciela, jeśli samemu nie jest się gotowym na pożegnanie z nim? Nie miałam czasu na pogodzenie się z losem, a co dopiero na podejmowaniu decyzji za niego!!!

         Słyszałam, że zanim podejmiemy decyzję, należy zapytać psa czy jest gotowy odejść, …Taurus był. Moim zdaniem nie ma nic gorszego na świecie. Nic bardziej nie niszczy w nas naszego człowieczeństwa, niż wydanie wyroku śmierci na własnego psa…

        Naturalnie nie mam zamiaru nikogo oceniać, ale osobiście uważam, że wypada zostać z Nim do samego końca. Jesteśmy Mu to winni. Musimy być silni dla Niego i sprawić, by czuł się bezpiecznie.Wiem, że to nic przyjemnego i Pies nie jest tego świadom, ale ja nie wyobrażam sobie, żebym zostawiła go wtedy samego. Załatwiłam formalności dzień wcześniej...co, patrząc z perspektywy czasu, okazało się bardzo rozsądną decyzją.

        Nigdy w życiu nie zapomnę tej chwili, gdy leżałam na podłodze obok Jego legowiska i trzymałam Go za łapkę. Dziękowałam Mu za wszystkie, spędzone wspólnie lata, za Jego obecność i miłość. Za ten dzień, kiedy pojawił się w moim życiu i wypełnił je blaskiem. Powstrzymywałam łzy...nie chciałam, żeby wiedział jak się boję, że za chwilę pęknie mi serce....ale one płynęły same, poduszka robiła się cała mokra...A ja wciąż mówiłam...obiecywałam Mu, że nigdy o Nim nie zapomnę i ruszę przed siebie…Musiał wiedzieć, że Był Najwspanialszym, co mnie w życiu spotkało i jestem Mu wdzięczna za to, że mogłam przy Nim być przez te wszystkie lata. Kiedy cichutko powiedziałam mu do ucha: „Idź...dam sobie radę. Obiecuję.”...wydal ostatni oddech.

Mój krzyk słyszała chyba cała klinika, ludzie w poczekalni i Bóg jeden wie, kto jeszcze...Ale to było bez znaczenia. W tamtej chwili czas się zatrzymał...część mnie odeszła razem z Nim. Poczułam to dławiące uczucie żalu i pustki...a potem pozostała już tylko cisza. Nie wiem ile minęło zanim wstałam. Podobno lekarz wiele razy wchodził i sprawdzał czy jestem gotowa wyjść. Nie byłam...Musiałam z Nim zostać jeszcze chwilę, jeszcze na moment, aby powiedzieć Mu wszystko, zanim zamilknę na zawsze.

       Oczywiście po wszystkim, przez bardzo długi czas, odczuwałam smutek, wpadałam w gniew i czułam się winna. Tak niestety działa nasz umysł, a idea winy to ludzka emocja. Nie spałam nocami, wąchałam Jego obrożę i oglądałam nagrane z Nim filmy...Miałam żałobę...i musiałam ją przejść. Okropnie to zabrzmi, ale Taurus był w moim życiu dłużej niż mój mąż i synek...Był moim najlepszym przyjacielem. A teraz Go zabrakło. Jak to napisał Roger Caras: „Psy nie są całym naszym życiem, ale sprawiają, że nasze życie jest całe" . Mój pies sprawił, że moje takie było, w pewnym sensie...

Minęło 5 miesięcy...łzy ustąpiły miejsca małym radościom. Czas płynie dalej…Wiem, że życie, do którego wróciłam nigdy nie będzie już takie same. Będzie inne. Na pewno nie będzie w nim spokoju duszy...przez co będzie trudniejsze...Bynajmniej do chwili, aż przeminie żal…Ale z czasem i on będzie mniejszy...łatwiejszy do zaakceptowania. Razem z jego upływem nauczę się żyć, z tym bólem...A potem przyjdzie zrozumienie i ukojenie, może nawet chęć by załatać trochę swoje serce...

To tylko pies..

To tylko pies, tak mówisz, tylko pies...
A ja ci powiem
Że pies to czasem więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie
A kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy tobie jest psie niebo
Z tobą zostaje jego dusza”


Barbara Borzymowska




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZASIANE NIECH ROŚNIE

KIEDY CIEMNOŚĆ MÓWI PIERWSZA

MODLITWA GDY BRAK MNIE PARALIŻUJE