POWINIEN BYĆ TYTUŁ CZYLI NAPISY KOŃCOWE...BAJKA O DWÓCH TAKICH
Czy Wy też, podobnie, jak ja, raz do roku robicie porządki? Wielkie wiosenne rewolucje?
Nie ma znaczenia gdzie je robicie. Mogą być w domu, w szafach, w pracy bądź w życiu...nieważne. Chcecie posprzątać i już….a potem…Ehhhh….
Wpadacie w trans. Ni stąd, ni zowąd jest za późno i zaczynacie szaleć na całego. Robicie przemeblowanie, opróżniacie półki, czyścicie szuflady, wyrzucacie papiery. Totalny bałagan…
Później jesteście na siebie źli, bo chcąc oczyścić (dom, życie, otoczenie) z rzeczy zbędnych, doprowadziliście do tego, że powstał jeszcze większy chaos i nieład, niż ten, co był na początku. Nie rezygnujecie jednak i...oto nadchodzi ta chwila, gdy jesteście z siebie dumni. Zyskaliście nową przestrzeń, jest czysto i wszystko na odpowiednim miejscu.
Macie tak samo? Mnie poniosło trochę…
Postanowiłam zrobić porządki, ale zupełnie inne. Takie, które oczyszczą bałagan w mojej głowie, zrobią rewolucje, a tym samym dadzą mi nową przestrzeń w życiu.
Pierwsza zasada:
Aby coś zakończyć, zatrzymać lub unieruchomić - należy to uprzednio zamknąć lub zatrzymać. Następnie powinno się od tego odstąpić i zostawić w spokoju.Druga zasada:
Do każdej z powyższych czynności potrzebne jest użycie siły. Czasem niewiele, jak przy zamykaniu drzwi czy zamka w kurtce; nieraz więcej, gdy chodzi o zakręcenie słoika lub rezygnacje z pracy. Mało kiedy, potrzebujemy jej sporych nakładów, gdy żegnamy bliskich lub rozbijamy mur z cegieł. Niestety zawsze…zawsze towarzyszą nam przy tym emocje, które także mają inny wymiar bądź rodzaj.Zasada trzecia:
Nigdy nie zrobisz, nie wykonasz i nie stworzysz czegoś, bez użycia siły albo emocji. Ja potrzebuję wykorzystać w tej chwil jedno i drugie.No dobrze. Plan zrobiony.
Wiem, że napisanie tego tekstu, będzie jednym z najtrudniejszych zadań, jakie sobie postawiłam. Ale nie chcę już kokietować swojego losu, obiecywać mu, że poddam mu się trochę później, następnym razem...Chcę zamknąć i zatrzymać wszystko w tym momencie, a potem zostawić to w spokoju i więcej do tego nie wracać.
Zaczynajmy….
Początek.
Pewnie wszyscy pamiętają z dzieciństwa wiersza Jana Brzechwy o problemach miłosnych żurawia i czapli. Bajka opowiada smutną historię ich „miłości”, a raczej problemów matrymonialnych, co czyni ją nieco zabawną i absurdalną. Czytałam ją milion razy i pozwolę sobie napisać, że jest bajką trochę psychologiczno-filozoficzną. Najciekawsze jest to, że opowieść nie ma końca...ale posiada „ukryty morał”.
Cała relacja między dwoma zwierzątkami odnosi się do relacji między kobietą, a mężczyzną i mówi o tym, jak my ludzie, będąc blisko siebie, nie potrafimy budować związków. Pokazuje również, do czego może doprowadzić nas upór i nieumiejętność porozumienia się.
Bohaterom zależy na sobie, ponieważ wciąż i bez przerwy do siebie chodzą, składają deklaracje, ale w najważniejszej chwili, ani jedno, ani drugie, nie potrafi ustąpić lub wybaczyć.
Na wyciągnięcie ręki stoi przed nimi możliwość szczęśliwego związku, ale oboje wybierają granie w beznadziejną i tragiczną grę. Oboje są samotni, oboje pragną partnerstwa, ale żadne z nich nie chce iść na kompromis, wybiera swoje oczekiwania i kaprysy.
Lubię tą bajkę. Przypomina trochę moje życie i patową relację z Panem Ktosiem.
Dlaczego o tym piszę? Do tej pory doszukiwałam się w tej opowieści romantyzmu. Była dla mnie historią niespełnionej miłości, bez happy endu. Często mówiłam w żartach, że On był takim, moim żurawiem, a ja jego czaplą i pech chciał, że droga pomiędzy nami, usłana była okruszkami chleba, które zjadały wróble i żadne nigdy nie mogło dotrzeć do drugiego…
Ale wiecie co? W trakcie, kiedy pisałam ten post, dotarło do mnie, że to bzdura! Myliłam się!!!
Tam nie ma romantyzmu. Tam jest tragizm i nostalgia.
Pan Ktoś był żurawiem ( niewątpliwie będzie nim do końca życia)...ale ja - nigdy nie byłam czaplą. Nigdy!
Te dwa biedne zwierzątka, same skazywały się na cierpienie, izolowały i zadawały sobie ból. Był on tym silniejszy, im więcej mieli nadziei. Każde z nich miało aspiracje, ale każda kolejna podróż kilka kilometrów dalej, łamała ich wzajemne przeświadczenie
Wybór życiowego partnera nie jest instynktowny i nie należy go mylić z miłością. Ślepe zauroczenie i fascynacja drugą osobą, może bardzo skomplikować nasze życie i sprawić, że pewnego dnia obudzimy się mając 40 lub 50 lat i zdamy sobie sprawę z tego,że jesteśmy sami.
Zrozumiałam, że bajka uczy nas, że miłości nie można zastąpić niczym i nikim. Musimy mieć pragnienie, aby być z tym, kogo się kocha. A jeśli ten ktoś jest wciąż na wyciągniecie ręki i jedynie czeka na to, aż wreszcie się zdecydujemy, to nie ma sensu dłużej marnować cennego czasu, tylko działać. Nie szukać powodów, wymówek, usprawiedliwień. Jeśli się chce, to się chce i już! Po prostu. Kropka. Oszukiwanie samego siebie nic nie da, jedynie bardziej nas unieszczęśliwi.
Jeśli tego nie pojmiemy, to nasza udręka będzie trwać wiecznie.
Wszystko zdarzenia, które miały miejsce w naszym życiu, aż do chwili obecnej, zaistniały dzięki naszym przekonaniom i wytworom umysłu powstałym w przeszłości. Były skutkiem myśli i słów używanych tego lata, w zeszłym roku, dziesięć, czternaście czy nawet dwadzieścia lat temu…A jednak było i minęło. To już przeszłość.
Obecnie liczy się dla mnie chwila obecna, a całą swoją moc kieruję i skupiam na doświadczeniach jutra, następnych tygodni i miesięcy. Koncentruje swoje myśli i słowa na tym, w co chce wierzyć właśnie teraz, dzisiaj. Mojej przeszłości już nie zmienię, ale mogę zmienić moje rozmyślanie o przyszłości.
Niczego nie żałuję, nie mam pretensji, nie rozpamiętuje i nie gdybam...bynajmniej JUŻ, DZISIAJ tego nie robię.
Wiem, że nasza historia musiała się wydarzyć, że taki był „plan wyższy” i dokładnie tak miało być. Odbyłam cenną lekcję, a wszystkie uczucia, jakich posmakowałam w tym czasie, były integralną jej częścią i z czasem, z pewnością zrozumiem powód doświadczenia każdego z nich.
Postanowiłam wyciągnąć naukę z przeszłości, abym nie musiała tego nigdy powtarzać. Przez kilkanaście ( a może kilkadziesiąt nawet ) lat potęgowałam w sobie ten sam ból, te same zwątpienia i porażki, aż wreszcie zrozumiałam, że nie chcę więcej przypisywać sobie tych problemów.
Znam już opowieść o „Żurawiu i czapli” , a teraz pragnę innej, nowej. Nie jestem czaplą i obieram inny kierunek...wybieram nieznaną mi drogę.
Koniec….
Komentarze
Prześlij komentarz