KIEDY MAGIA ZNIKA
Był czas, kiedy świat mówił do mnie wszędzie. Liczby na zegarach uśmiechały się znakiem od Wszechświata. Motyle siadały na mojej dłoni. Spotykałam ludzi, których zdania brzmiały jak fragmenty moich modlitw. Czułam się prowadzona. Miałam wrażenie, że obejmuje mnie coś większego...Byłam zachwycona. Wszystko miało sens. Wszystko było opowieścią...
I wtedy myślałam, że to TO. Że tak wygląda życie po przebudzeniu. Że teraz już zawsze tak będzie. Magia. Synchronie. Głęboka obecność. Spokój. Zgoda. Miłość do siebie. Zrozumienie.
Ale nie....
Bo potem…
Potem nadeszła cisza.
Nie taka, która koi. Taka, która boli. Nie dostawałam już znaków. Nie czułam prowadzenia. Medytacje stawały się puste. Ciało tęskniło, ale nie wiedziało za czym. Umysł się kręcił, próbując coś zrozumieć. A serce…
Serce zaczęło się irytować. Krzyczeć. Wściekać. Bo jak to możliwe, że tyle wiem, tyle przeszłam, tyle widziałam…a teraz…nic nie czuję? Nic się nie dzieje?
To było jak utrata. Utrata duchowego zakochania. Jakby mi zabrano coś świętego. A ja znów zostałam „tu” – w tym samym świecie, z tą samą lodówką, rachunkami, samotnością przychodzącą po cichutku w niedzielny wieczór. Wszystko wydawało się takie stare...Poza tym, że już nie byłam tą samą osobą.
I właśnie w tym miejscu, na granicy wściekłości i bezradności, pojawiło się pytanie, którego wcześniej się bałam: A co jeśli przebudzenie to dopiero początek?
Nie cel. Nie medal za zasługi. Nie nagroda od Boga. Ale początek drogi, która… nie daje już złudzeń. I nie będzie cię bawić synchronicznymi liczbami, bo masz w sobie światło, które ma teraz świecić bez przypominania.
Po przebudzeniu nie zawsze jest piękniej. Jest… prawdziwiej. I to może być przerażające. Bo nikt nie mówi, że czasem będziesz patrzeć w lustro i nie rozpoznasz już osoby, którą kiedyś byłaś…ale jeszcze nie pokochasz tej, którą się stajesz.
Wiesz…może to właśnie jest ten etap, kiedy Wszechświat nie daje Ci znaków, bo mówi:
„Kochana, to Ty jesteś teraz znakiem. To Ty masz stać się tym, czego szukałaś. Nie szukać cudów — być cudem. Nie czekać na odpowiedź — stać się odpowiedzią. Nie potrzebować przewodnika — prowadzić siebie z miłością. Z tą całą wiedzą.Z tym bólem. Z tym milczeniem Boga."
To trudne. To samotne. To bolesne. Ale… to też głęboko prawdziwe. I nie jesteś w tym sama. Wiem, że czasem płaczesz wieczorem i pytasz:„Po co to wszystko, skoro i tak wracam do pustki?” Ale ta pustka nie jest karą. To przestrzeń. Dla Ciebie. Na stworzenie nowego życia — nie według starego scenariusza, ale według swojej prawdy.
Nie potrzebujesz już, żeby znaki Ci mówiły, co robić. Wszystko, co było „dane”, teraz staje się Twoim wyborem. Twoją odpowiedzialnością. Twoją mocą.
I to przeraża. Ale też uwalnia...
Więc jeśli jesteś w tym miejscu…gdzie nie czujesz już magii...gdzie nie ma zachwytu...gdzie jesteś pełna wiedzy, a jednak zagubiona — To znaczy, że idziesz dalej. Że nie zawróciłaś. Że Twój duch nie śpi. Tylko dorasta.
Zostawiam Ci to zdanie:
Nie szukaj znaków. Bądź światłem. To najtrudniejsze. Ale też najpiękniejsze.
I wiesz co?
Kiedy przestaniesz ich szukać…one znów zaczną się pojawiać. Nie jako odpowiedź. Ale jako potwierdzenie:
„Widzę Cię. Wróciłaś. Do siebie.”

Komentarze
Prześlij komentarz