ZMĘCZONE SERCE TEŻ JEST ŚWIĘTE

 



Wieczór. Cicho. Za cicho....
Ten moment, kiedy już nikt niczego ode mnie nie chce. Kiedy milkną wiadomości, wymagania, oczekiwania. Zostaję tylko ja… i to coś we mnie. Ten cień. To pytanie, które wraca jak echo: Po co to wszystko?”

Mam dość. Dość afirmacji. Dość ciągłego „myśl pozytywnie”, „zmień przekonania”, „przyciągniesz, co chcesz”.
A co jeśli nie chcę już nic przyciągać? Co jeśli jestem zmęczona? Co jeśli modlę się o spokój, a dostaję kolejną burzę?

Patrzę w sufit. A może w pustkę. I wtedy pojawia się Ona. Cicho, jak szept. Moja Dusza.

---------

Ja:
Dlaczego to wszystko takie trudne? Przecież się staram…Medytuję. Oddycham. Jestem uważna. A mimo to, wciąż wszystko boli.

Dusza:
Bo przyszyłaś tu nie po to, by było łatwo. Ale po to, byś pamiętała, że nawet w bólu jesteś Światłem.

Ja:
Ale dlaczego jedni mają lekko, a inni wciąż się zmagają?
Czy to naprawdę sprawiedliwe?

Dusza:
Nie przyszłaś tu po sprawiedliwość. Przyszłaś po prawdę. A prawda jest taka, że każda Dusza wybiera swoją ścieżkę. Twoja nie jest karą. Jest darem. Choć dziś może wyglądać jak cień.

Ja:
Jestem zmęczona. Mam wrażenie, że uderzam głową w mur. Że mówię do Wszechświata, a on milczy. Czy ktoś mnie tam słyszy?

Dusza:
Słyszę cię. Zawsze cię słyszałam. Nawet wtedy, gdy płakałaś w poduszkę i krzyczałaś w myślach: „To niesprawiedliwe!” Każdy twoja łza... była modlitwą. Każde westchnienie – pamięcią o tym, kim naprawdę jesteś.

Ja:
A kim jestem? Bo chyba zapomniałam…
Nie czuję już magii. Tylko zmęczenie. Tylko lęk...tylko strach.

Dusza:
Jesteś Światłem w ludzkim ciele. Jesteś Sercem, które nadal bije, choć było złamane. Jesteś oddechem Boskości w świecie, który zapomniał jak oddychać.

Ja:
Ale czuję się taka mała…
Tyle razy próbowałam się podnieść i znowu upadam. Czy to znaczy, że coś robię źle?

Dusza:
To znaczy, że jesteś człowiekiem. A bycie człowiekiem to czasem sztuka upadania i kochania się pomimo blizn.
Nie przyszłaś tu być perfekcyjna. Przyszłaś być prawdziwa.


-----

Zamilkłam. Nie miałam siły dalej pytać. A Ona nie musiała mówić więcej. Jej obecność wystarczyła. Byłam widziana.
Nie musiałam być „naprawiona”. Nie musiałam być „świetlistą wersją siebie”.
Mogłam być sobą. Nawet z popękanym sercem.

I w tej ciszy wydarzył się cud. Nie taki, o jakim mówią książki. Nie olśnienie. Nie wizja. Tylko... jeden spokojny oddech.

Jakby po raz pierwszy od dawna coś się we mnie uspokoiło. Jakby dusza powiedziała:

Nie musisz już udawać, że wszystko ma sens. Wystarczy, że jesteś. To wystarczy.

-------

I może to wystarczy także Tobie, która to czytasz. Może to nie jest czas na wielkie przemiany, ale na ciche „jestem”.
Może to nie Ty jesteś zagubiona. Może to świat zapomniał, jak słuchać takich jak Ty.

Ale Ja – słyszę Cię. Twoja Dusza – słyszy.
I nawet jeśli dziś nie widzisz światła… Ono nadal płonie w Tobie. Dla takich chwil. Dla takich serc.

Z miłością — „Pięciolistna Koniczyna”

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

ZASIANE NIECH ROŚNIE

MODLITWA GDY BRAK MNIE PARALIŻUJE

Z CICHYCH PRZESTRZENI TRANSFORMACJI