NIC NIE GINIE WSZYSTKO DOJRZEWA
Przeżyłam ostatnio taką noc, której nie da się zapomnieć...Noc jak ciężki kamień, wciśnięty w piersi.
Leżałam w ciemności, słuchając własnego serca - biło za głośno, tak szybko, jakby bało się, że zaraz przestanie. Myśli krążyły w kółko, jak ptaki szukające wyjścia z klatki.
„To koniec” – powtarzał cichy głos.
„Zawiodłaś. Nie potrafisz. Może jutro w ogóle nie ma sensu wstawać.”
Modliłam się, żeby zasnąć. Żaden sen nie przyszedł. Każda minuta tej nocy trwała jak godzina. Strach był tak gęsty, że czułam go w gardle, w skurczonym żołądku, w drżeniu rąk.
Nie chciałam poranka. Bałam się światła, bo wydawało się, że przyniesie jedynie potwierdzenie końca.
Ale nad ranem coś w ciszy pękło...
Nie w świecie - we mnie. To nie była ulga z książek ani cudowne rozwiązanie. To była cicha decyzja, tak niepozorna, że prawie jej nie zauważyłam: pozwolić temu odejść...
Nie dlatego, że przestało mi zależeć.
Nie dlatego, że znalazłam plan B...
Dlatego, że po prostu nie mogłam już dłużej walczyć z tym, co i tak chciało się skończyć.
I właśnie w tej chwili, w której najbardziej bałam się puścić, wydarzyło się coś, czego nie umiem nazwać inaczej niż przewrót losu.
Jakby ukryty nurt rzeki nagle zmienił bieg.
Telefon, słowo, drobny gest – nieistotne, co to było. Ważne, że świat, który jeszcze w nocy zdawał się rozpadać, o poranku zaczął układać się inaczej...
Nie wszystko naprawiło się od razu.
Ale ciężar, który dotąd przyciskał do ziemi, przestał być nie do uniesienia. Pojawiła się przestrzeń. Oddech. Świadomość, że to, czego tak panicznie się trzymałam, może odejść, a ja i tak pozostanę cała...
Patrzę dziś na tamtą noc jak na bramę.
Była pełna bólu, bezsilności i cichych oskarżeń.
A jednak właśnie ona nauczyła mnie, że prawdziwa odwaga nie polega na trzymaniu, lecz na puszczeniu.
Że to, co wydaje się najczarniejszym końcem, może okazać się początkiem drogi, której jeszcze nie widać.
Nie chcę mówić: „wszystko będzie dobrze”, bo dobrze nie zawsze znaczy łatwo.
Powiem inaczej: "teraz będzie inaczej".
A w tym „inaczej” kryje się miejsce na nowe życie – takie, którego jeszcze wczoraj bałam się nawet wyobrazić.
Dziś, gdy myślę o tamtej nocy, czuję w ciele ten sam chłód i słyszę echo własnego lęku - ale już bez drżenia...
Widzę, że to, co miało mnie połamać, stało się moim nauczycielem.
Zrozumiałam, że życie czasem prowadzi nas w miejsce, którego najbardziej się boimy, po to, byśmy zobaczyli, że możemy przez nie przejść.
Nie wszystko, co odchodzi, jest stratą.
Nie każda cisza jest pustką.
Czasem to właśnie koniec starego jest najczystszym początkiem nowego.
Tamta noc nauczyła mnie, że prawdziwa siła rodzi się w chwili, gdy przestajesz walczyć z tym, co i tak chce się skończyć.
Że zaufanie nie jest naiwnością, ale decyzją – wyborem, by iść dalej nawet wtedy, gdy nie widać jeszcze drogi.
Dziś wiem, że nic nie wydarzyło się bez sensu.
Każda łza, każdy nieprzespany moment, każdy strach był częścią większego planu, którego wtedy nie umiałam zobaczyć.
Bo nie ma końców, są tylko początki w przebraniu.
I nawet najciemniejsza noc może być świtem, który dopiero się rodzi.
Komentarze
Prześlij komentarz