MIAŁAM JEDEN DZIEŃ NA ZIEMI
Jeszcze jeden oddech między światami.... Jakby ktoś otworzył szczelinę w czasie i powiedział: " idź, poczuj jeszcze raz… zanim odejdziesz naprawdę". Nie mam pieniędzy, planów, kalendarza. Nie muszę nic osiągać. Nie muszę zdążyć. Nie gonię. Świat mnie już niczym nie rozlicza. Schodzę lekko, prawie jak wspomnienie, które dostało ciało na chwilę. I wychodzę... Idę drogą, którą znam i nie znam jednocześnie. Każdy krok przypomina, że istnieje ziemia pod stopami, chłód powietrza, zapach wilgotnych liści. To wszystko, co kiedyś brałam za oczywistość — teraz jest świętością. Patrzę na ludzi. Każdy biegnie z własną historią w dłoniach, czasem tak ciężką, że aż ugina im plecy. Chciałabym im powiedzieć: " Hej, zatrzymaj się na sekundę, jesteś tu tylko na chwilę… oddychasz cudzym cudem"... ale wiem, że i tak muszą biec. Ja też biegłam. Dopóki mogłam... Siadam na ławce, jak ktoś, kto wrócił z dalekiej podróży. I po prostu patrzę. Nie oceniam, nie porównuję, nie poprawiam nic...